sobota, 22 kwietnia 2017

Czarna trasa - Antonio Manzini




Kto choć raz w życiu zjechał z góry na nartach wie mniej więcej jak na mapie odróżnić ośle łączki od karkołomnych tras ze sporym procentem spadku i niekiedy porządną warstwą lodu. Kolor to podstawa. Niebieski dla narciarzy, którzy pierwszy raz mają narty na nogach, kolejno są czerwone i czarne. Te najtrudniejsze, wymagające od narciarza maksimum formy i skupienia. Jeden błąd i taka jazda może skończyć się bardzo źle.

W popularnym ośrodku narciarskim w Dolinie Aosty na jednej z tras zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Do rozwiązania sprawy zostaje oddelegowany wicekwestor Rocco Schiavone, kilka miesięcy temu zesłany karnie z Rzymu do Champoluc. To bardzo małe miasteczko w którym wszyscy się znają. Gdy Rocco zaczyna drążyć sprawę na jaw wychodzą dawne, skryte sąsiedzkie urazy. Czy mordercą rzeczywiście jest mieszkaniec Champoluc czy to robota przyjezdnego? Jakie tajemnice zostały bezpowrotnie zabrane do grobu?
Policjant nie potrafi odnaleźć się w miasteczku. Nienawidzi zimy, zimna, narciarstwa i wszystkiego co jest z tym związane. Denerwują go irytująco pospolici koledzy z pracy, którzy sami nie potrafią nic zrobić i brak porządnych pubów, gdzie mógłby wypić swoje ulubione trunki. Nie chce się nawet dostosować do warunków pogodowych panujących w miasteczku i dalej chodzi w prawdziwie jesiennych butach. Rocco należy do tego typu bohaterów, których nie da się polubić. Bulwersuje ich zachowanie, zaskakuje destrukcyjny tryb życia, denerwuje bezduszność i arogancja. Niemniej ten typ jest w stanie rozwiązać zagadki morderstwa, ujrzeć i analizować fakty będące dla niektórych tylko zlepkiem nic nie znaczących informacji. Czasami uciekając się wręcz do rękoczynów. Rocco przypomina mi trochę Evereta Bäckströma, bohatera książek Leifa GW Perssona, którego osobiście nie znosiłam, jednak w przeciwieństwie do Leifa, książki Manziniego nie rzuciłam w kąt w połowie czytania.

“Nigdy nie należy angażować się emocjonalnie, Italo. To błąd. Wielki błąd. Traci się jasność widzenia i samokontrolę.”

Kto liczył na kryminał z rozbudowanym wątkiem psychologicznym czy też ociekającym akcją pościgów może się trochę rozczarować. To raczej spokojny klasyk napisany przyjemnym lekkim językiem i z dobrze skonstruowaną fabułą, do przeczytania w jedno popołudnie. Intryga wciąga od pierwszych stron, a w międzyczasie dowiadujemy się, oczywiście nie wszystkich ale równie intrygujących, faktów z mrocznej przeszłości wicekwestora. Co najważniejsze, podczas lektury ani razu nie miałam ochoty odłożyć jej na bok. Zauroczyć czytelnika zdecydowanie potrafi tło wydarzeń. Majestatyczne szczyty gór pokryte białym puchem, skryte częściowo za całunem chmur. Małe miasteczko i zamknięte społeczeństwo w którym praktycznie wszyscy się znają.

“-A bo co, z pana to taki święty?
-Nie, jestem najgorszym ze skurwieli. Ale liczę się ze sobą codziennie. Przed lustrem, jak się gapię w odbicie w wodzie, w samochodzie, kiedy jem i kiedy idę do kibla. A nawet kiedy się zagapię w to pierdolone wiecznie szare niebo, jakie wisi tu u was. Zawsze. Wcześniej czy później zapłacę. Ale nie mam na sumieniu trupów niewinnych ludzi. Jeśli twoim zdaniem to za mało, to mam to głęboko w dupie.”

    “Czarna trasa” to bardzo przyjemny, prosty kryminał, który z pewnością spodoba się początkującym czytelnikom tego gatunku. Widać jednak w autorze duży potencjał i z pewnością sięgnę po kolejne tomy. Jestem bardzo ciekawa w jakie ciemne sprawki zostanie wciągnięty Rocco i co tak naprawdę stało się w Rzymie.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki.
Tytuł: Czarna trasa
Autor: Antonio Manzini
Cykl: Śledztwa Rocca Schiavone, Tom I
Wydawnictwo: Muza
Tłumacz: Paweł Bravo
Liczba stron: 288
Data wydania: 2 marca 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz