Nie lubię czytać cykli książek od środka czy z pominięciem jakiś części. Uwielbiam ład i porządek. Dlatego też nie czytałam do tej pory żadnej książki o Williamie Wistingu mimo bardzo pochlebnych opinii i grzecznie zaczęłam od samego początku. Oczywiście znajdą się czytelnicy, którzy stwierdzą, że akurat przy tym cyklu nie ma znaczenia kolejność. Ja raczej uważam, że nie bez przyczyny dobrze jest śledzić nie tylko wątki kryminalne ale również obyczajowe w kolejności chronologicznej. Cóż, akurat jeśli chodzi o “Gdy mrok zapada” to zdecydowanie mogłam odpuścić sobie odpowiedni porządek.
Rok 1983r. Posterunkowy William Wisting to świeżo upieczony ojciec bliźniaków. Razem ze swoim przyjacielem odnajdują w zapomnianej szopie stary, zabytkowy samochód noszący ślady po kulach. Wisting decyduje się rozwikłać tajemnicze zaginięcie kierowcy sprzed wielu lat. Ze sprawą wiąże się również zniknięcie sporej sumy pieniędzy. William po raz pierwszy w swojej karierze decyduje się podjąć obowiązki śledczego. Czy młody Wisting da radę rozwikłać sprawę, a tym samym udowodnić swoim przełożonym, że nadaje się na detektywa?
Z pracy posterunkowego ciężko jest wyżywić rodzinę. Wistinga ciągle dręczą wyrzuty sumienia. Widzi, ile pracy musi włożyć w rozwiązanie morderstwa. Ciągłe nadgodziny, nieunormowany czas pracy nie wpływa dobrze na rodzinę. Jednak William ma talent, potrafi dostrzec związki tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał. Z wielkim zainteresowaniem obserwowałam początki śledztwa Wistinga. Jego drobne błędy, jego metodyczne podejście. Widać po jego działaniach zaczątki na bardzo rzetelnego i skutecznego detektywa.
“W każdym śledztwie chodzi o to, by odtworzyć przeszłość, pomyślał, gdy siedział już w aucie i jechał przed siebie. Ustalić, kto był gdzie, kiedy i dlaczego. Trzeba było pytać i dociekać. Odnajdywać drogę do ludzi, którzy mogli znać odpowiedzi. Zdobywać nowe informacje i łączyć je z tym, co się już wiedziało, tworząc w ten sposób coraz bardziej przejrzysty i szczegółowy obraz wydarzeń. Uwielbiał tę pracę.”
Gdybym nie czytała tylu dobrych recenzji na temat kolejnych części z Williamem Wistingiem pewnie już teraz napisałabym, że szybko po kolejne jego przygody w policji to nie sięgnę. Czuję się odrobinę oszukana. Niby ta powieść została napisana zaledwie rok temu, ale styl pisarza wygląda jakby to był jego debiut. Wskazówki odnajdują się same i praktycznie nie ma czegoś takiego jak ślepy trop. Żadnych zwrotów akcji czy napięcia niestety nie odczujemy. Przywiązanie autora do podawania szczegółowego rozkładu dnia wraz z momentem parzenia kawy wydaje się lekko przesadzony. Książkę można spokojnie przeczytać w jedno popołudnie.
Fabuła nie jest za bardzo wciągająca ale lektura “Gdy mrok zapada” też nie jest kompletną stratą czasu. Jako były szef wydziału Jørn Lier Horst zna się na robocie policji i pod tym względem nie mam mu nic do zarzucenia. Jednak fabuła jest strasznie sztywna i kompletnie pozbawiona jakichkolwiek emocji.
Mój pedantyzm trochę mnie zawiódł. Nie idźcie za mną. Jeśli chcecie zacząć przygodę z Williamem Wistingiem to chyba najlepiej zapoznać się najpierw z innymi, późniejszymi częściami, gdzieś na końcu zostawiając sobie miejsce na ten prequel. Chociaż moje pierwsze spotkanie z Wistingiem okazało się małym niewypałem to na pewno sięgnę po kolejne części.
Tytuł: Gdy mrok zapada
Autor: Jørn Lier Horst
Cykl: William Wisting, Tom 0
Wydawnictwo: Smak Słowa
Tłumacz: Karolina Drozdowska
Liczba stron: 206
Data wydania: 7 grudnia 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz