czwartek, 28 czerwca 2018

Tolkien: Maker of Middle-Earth - wystawa w Bibliotece Bodlejańskiej w Oxfordzie


    Przyznaję, jestem wielką fanką Tolkiena. Może nie obsesyjną, raczej 'żywo zainteresowaną twórczością'. Podziwiam jego pedantyzm (szczególnie to widać w korespondencji między redaktorem - polecam zapoznać się z “Listami” J.R.R. Tolkiena, wydawnictwo Prószyński i S-ka), wyobraźnię i piękny styl, dlatego też wycieczkę do Oxfordu planowałam od momentu pojawienia się pierwszych informacji o wystawie. Spodziewałam się wiele, dostałam mniej niż myślałam, ale wyszłam oniemiała. Oto moje wrażenia.
    Przyznam, miałam odrobinę ułatwione zadanie. Siostra, która mieszka godzinę drogi od lotniska Londyn Luton to sssskarb. Dlatego ja miałam lot do i z Birmingham (tańsze bilety, łatwiejszy dojazd), jednak bliżej do Oxfordu jest właśnie z Luton. Za każdym razem, gdy przylatuję do Anglii jestem nią zachwycona, czy to architekturą, mini ogródkami, pogodą (tak, mi nie przeszkadza ten angielski klimat), czy ludźmi. Czy zwróciliście uwagę jak małe są domy w Anglii? Mimo wszystko potrafią się w nich zmieścić czteroosobowe rodziny z całym swoim dobytkiem. Uważam, że starsze pokolenie jest o wiele bardziej otwarte, komunikatywne i uśmiechnięte. Wiele razy podczas spacerów wzdłuż kanału, gdy podziwialiśmy przepływające barki, zdarzyło nam się zamienić kilka słów, życzyć dobrego dnia. Niby takie small-talk ale jednak sprawia dużo radości.


(wieża w miejscowości Bibury)
    To teraz o samej wystawie. Na stronie biblioteki są do pobrania ‘darmowe’ bilety. Słowo w cudzysłowiu ze względu na fakt, że tak całkowicie bezpłatne nie są i trzeba za nie trochę grosza przeznaczyć. W sumie za trzy bilety wyszło coś w okolicach 1£ (podatki...). Warto jednak mieć je zabukowane wcześniej, ponieważ jak się okazało, na dzień naszej wizyty wszystkie bilety były już wyprzedane.
    Jeśli kupiliście już wejściówki zauważyliście, że trzeba było określić godzinę przybycia na wystawę. Nie wiem czy wszyscy zwiedzający trzymali się ściśle wyznaczonego czasu, my w każdym razie przybyliśmy punktualnie. Zapewne chodzi jedynie o w miarę płynny przepływ zwiedzających w sali. Nie ma ograniczeń w czasie zwiedzania. Jak poinformował nas przemiły pan ochroniarz, możemy siedzieć aż do zamknięcia. Niestety, nie można było robić żadnych zdjęć. Nie mogę nawet opublikować zdjęć z książki, którą widzicie powyżej, ale wystarczy, że wbijecie w gugla nazwisko i dorzucicie hasło 'ilustracje' albo odwiedzicie stronę thelandofshadow.com. Możecie również wejść w link i tam jest kilka zdjęć z wnętrza. Tolkien był absolutnie niesamowicie utalentowanym pod względem plastycznym pisarzem. Gdy czytałam biografię napisaną przez Humphreya Carpentera (wydawnictwo W.A.B) była mowa o tym, że Tolkien sam wykonywał ilustracje do swoich książek czy szkicował mapy ale nigdy nie spodziewałam się czegoś tak pięknego. Chyba mało jest pisarzy, którzy nie dość, że potrafią tworzyć rewelacyjne powieści mają jeszcze zdolności plastyczne (przykład polski - Bartosz Szczygielski). Są dwie sale do zwiedzania, a w sumie tylko jedna. Pierwsza z nich to, można powiedzieć, przedsionek w którym wyświetlają się na podłodze fragmenty książek Tolkiena. W drugiej już jest zdecydowanie ciekawiej. Nie chciałabym Wam spamować i wymieniać wszystkich wspaniałości, które możecie obejrzeć na wystawie, żebyście nie stracili chęci do wyjazdu;) Najpiękniejsze i najbardziej wzruszające - listy i kartki świąteczne, które Tolkien wysyłał do swoich dzieci. Ponadto można obejrzeć biurko pisarza, fragmenty pierwszych wersji jego książek, okładek, listów z podziękowaniami od znanych osób. Jest makieta 3D Śródziemia, na której można śledzić wędrówkę głównych bohaterów “Władcy Pierścieni”, a nawet usłyszeć głos Tolkiena, gdy śpiewa jedną ze skomponowanych przez siebie pieśni w języku elfów, a nawet samodzielnie nauczyć się kilku zwrotów po elficku.
    Jeśli już obejrzeliście wszystko i macie łzy w oczach (tak jak ja), warto przejść się po najbliższej okolicy pełnej starych budynków mieszczących uniwersytety, niektóre jak najbardziej można zwiedzać, niektóre z nich stanowią tło dla filmów czy seriali (jak “A Discovery Of Witches” od Netflixa, akcja zaczyna się właśnie w Bibliotece Bodlejańskiej, serial już niedługo w TV, ponadto charakterystyczna bryła Biblioteki Radcliffe Camera), albo wpaść do innego muzeum, jeśli oczywiście czujecie niedosyt. Serdecznie polecam Muzeum Historii Naturalnej. Odwiedziłam to miejsce parę lat temu i muszę powiedzieć, jest ogromne i pełne wszystkiego. 

(Muzeum Historii Naturalnej w Oxfordzie)
W Oxfordzie żył i tworzył serdeczny przyjaciel Tolkiena autor serii “Opowieści z Narnii” C.S.Lewis. Można również zwiedzić college w którym razem uczyli. Niedaleko Oxfordu jest również cmentarz na którym jest pochowany Tolkien wraz ze swoją żoną. Prosty nagrobek wśród wielu podobnych i gdyby nie znaki to nie wiem, czy udałoby nam się do niego trafić. Jeśli podróżujecie samochodem, warto podjechać również do Wallingford, małej miejscowości na południowy-wschód od Oxfordu aby obejrzeć dom Agathy Christie, a tuż obok w Cholsey podejść na jej grób. Niestety domostwa pani Christie nie można zwiedzać, ponieważ jest już w rękach prywatnych ale pamiątkowa tablica wisi.

(Dom Agathy Christie w Wallingford)
    Wystawa zrobiła na mnie ogromne wrażenie, jednak jeśli ktoś ma ją w planach, warto do programu wycieczki dorzucić coś jeszcze, ponieważ my spędziliśmy niewiele ponad dwie godziny w bibliotece. Kto spodziewał się ogromnej sali pełnej eksponatów może się lekko rozczarować. Pomieszczenie nie jest wielkie, ludzie są wpuszczani o określonych godzinach, więc wielkiego tłoku nie ma (ja byłam mniej więcej po dwóch tygodniach od otwarcia wystawy i bałam się, że nic nie zobaczę). Polecam przeczytać biografię Tolkiena, wspomniane “Listy” i oczywiście wycieczkę do Oxfordu. Wystawę możecie oglądać do końca października. Ja nie byłam zawiedziona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz